wtorek, 30 kwietnia 2013

Bo dobra kąpiel, nie jest zła :)

Przez kilka tygodni doktoryzowaliśmy się w sprawie kąpieli małego Krzysia. Niby taka prosta sprawa - KĄPIEL, nad czym się tu zastanawiać? Przecież chodziliśmy na zajęcia do szkoły rodzenia, widzieliśmy w jaki sposób kąpie się lalki, przeczytaliśmy książkę "Co nieco o rozwoju dziecka" mistrza przekładania dziecka z rąk do rąk, przekładania na boki i wszelkiego przenoszenia, p. Zawitkowskiego. W dodatku przejrzeliśmy różne filmiki dotyczące kąpieli. Nota bene, nie ma ani jednego filmu przedstawiającego kąpanie  noworodka. Wszędzie rosłe niemowlaki, które trzymają sztywno główkę a co z noworodkami? One nie zasługują na wanienkę wypełnioną wodą, na niemalże pełne zanurzenie małego ciałka i dryfowanie na wodzie? Pytaliśmy położną, co zrobić, żeby nasz Syn był zadowolony z kąpieli? Omówiliśmy po kolei każdy element tego wieczornego rytuału i wszystko wyglądało tak, jak być powinno. Pytaliśmy znajomych i pełnej odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Pozostała droga dedukcji. Co zrobić, żeby zamienić płacz i krzyk naszego Dzieciątka w... ciszę? 

Pierwsze dwie kąpiele obyły się bez płaczu, więc nie mogliśmy poddać się i stwierdzić, że Maluszek nie lubi wody. Co później było nie tak? Na głodniaka chłopaka nie ma co brać do wody, bo jako wielki pasjonat maminego mleka, nie pozwala sobie na uczucie głodu. Jest wielki płacz i nic poza tym. Trzeba to uszanować.  Najlepiej Synka te z nie wybudzać, bo kto chciałby być obudzonym i po chwili znaleźć się w wodzie? Jeśli mamy to w planach i jesteśmy świadomi tego, co się dzieje, może być to bardzo przyjemne. W przypadku małego człowieka, wygląda to zupełnie inaczej. Dwa, negatywne czynniki, które mogły doprowadzać do płaczu zostały wyeliminowane. Przestaliśmy ufać termometrowi, który każdy z nas ma zamontowany w łokciu. Pomyślałam, że może mam łokieć nieco zepsuty i dlatego nie odczuwam takiej temperatury, która byłaby odpowiednia... Małżonek zakupił przecudnej urody termometr żabkę, który doskonale komponuje się z wanienką o takim samym kolorze. Wlewaliśmy wodę o temperaturze optymalnej do kąpieli i zaznaczonej na termometrze jako OK. Pomimo tych licznych starań, Maluszek nadal płakał. Serce moje pękało przy każdej kąpieli. Trzymałam to małe ciałko i nie wiedziałam o co chodzi, w czym jest problem. 

I nastał ten dzień, kiedy do wanienki dostała się cieplejsza woda. Okazało się, że nasz Synek jest maksymalnie ciepłolubny i nie przeszkadza mu temperatura wody wynosząca 40 stopni Celsjusza. Taaaa daaaam! Każda kąpiel w ciszy jest dla mnie świętem. Mam nadzieję, że dzisiaj ponowimy ten sukces :).


sobota, 27 kwietnia 2013

Mały meloman

Będę zachwycona, jeśli Synek za lat kilka, usłyszy jakiś ulubiony utwór swoich rodziców i stwierdzi, że to kawał dobrej muzyki. Moje serce będzie wirować do nieba i z powrotem jeśli uda mi się w nim zasiać chęć słuchania Pink Floyd. Póki co, nasz mały Smerfik, ma własną dyskografię. Pomimo tego, że ma niecały miesiąc, ma już trzy płyty, w tym jedną winylową. Macie pojęcie? Aż mu zazdroszczę... i wykorzystuję to, że z chęcią mi je pożycza :). 

Od Cioci Ani dostał płytę z muzyką Mozarta - wpływa kojąco na zmysły. W sam raz na kąpielowe wyciszenie.




Wujek Krzysiek obdarował go najnowszym krążkiem Anathemy "Weather systems" 





oraz nową płytą Depeche Mode "Delta machine". Depeche w wersji kolekcjonerskiej, na cudnych, dwóch płytach.


Prezent godny uwagi, bo spodobał się naszemu Synkowi. Przy piosence "Soothe my soul" mój Mąż uskutecznia wieczorny taniec z juniorem. Wygląda to spektakularnie. Napawam się tym widokiem i znowu zazdroszczę mojemu Synkowi, zazdroszczę mu Taty :). 




sobota, 20 kwietnia 2013

Karmienie piersią c.d.

Kilka ciekawostek dotyczących karmienia piersią:
1. Intensywne karmienie pozwala spalić ok. 700 kcal dziennie.
2. Poziom składników odżywczych w mleku (węglowodany, białka, tłuszcze), wapnia, żelaza oraz witamin rozpuszczalnych w tłuszczach jest stały i niezależny od diety Mamy karmiącej.
3. Witaminy C i B trafiają do mleka z bieżącej diety Mamy.
4. Podstawą diety Mamy karmiącej powinny być produkty zbożowe, które są źródłem witamin z grupy B. Witamina ta pomaga w utrzymaniu nerwów na wodzy. 
5.Należy pamiętać o spożywaniu mleka oraz jego przetworów. Wprawdzie mleko nie wpływa na proces laktacji, ale dostarcza Mamie wapń, który mały ssak zabiera z zapasów organizmu. Jeśli u maluszka zostanie stwierdzona alergia, to niedobory wapnia należy uzupełniać innymi produktami np. soją, migdałami, burakami, brokułami, fasolą, jajami, suszonymi figami.
  

Tyle z teorii... 

Cieszę się bardzo, że karmienie piersią zmobilizowało mnie do rzetelniejszego przyjrzenia się swojej diecie. Ograniczyłam spożycie słodyczy. Nie sięgam po produkty zamknięte w puszkach, które zawierają masę konserwantów. Nie jem dań "gotowych". Póki co, nie jem smażonych potraw. Zwracam uwagę na jakość wybieranych produktów. Piję ogromne ilości wody. Wiem dokładnie co powinnam, a czego nie powinnam jeść, ale mimo to, nie jest łatwe samodzielne komponowanie posiłków. Zwłaszcza teraz, niecałe trzy tygodnie po porodzie, kiedy ułożenie listy zakupów jest dla mnie niesamowitym wysiłkiem... Dziwne. Ale ponoć to normalne, że akurat po porodzie najdrobniejsze czynności wymagają więcej koncentracji. 

Trzymam kciuki za wszystkie świadomie karmiące Mamy :). 

piątek, 19 kwietnia 2013

Krzysiowa Mama karmi piersią - część1

Podczas ciąży postanowiłam, że będę karmić piersią. Czytałam broszurki informujące o technikach przystawiania do piersi, o problemach związanych z karmieniem i jak sobie z nimi radzić, obczajałam na czym polega dieta kobiet karmiących piersią. Teoria zderzyła się z praktyką, kiedy dzień po porodzie dostałam mojego Synka i musiałam sobie radzić. Karmienie w szpitalu nie należało do najprostszych zadań. Upłynęło kilka dni zanim laktacja ruszyła pełną parą. Synek był głodny, przystawiałam go do piersi, mało z nich leciało. Twarz Malca czerwona, główka trochę spocona. Ogromny wysiłek, który kończył się pojawieniem się na moich sutkach bolących, czerwonych ranek. Zadzwoniłam do położnej, specjalistki od laktacji, która powiedziała, żeby pomimo wszystko podchodzić do karmienia ze spokojem, nie denerwować się, pić dużo wody, co najmniej 2l dziennie i dostawiać Małego 24h na dobę, na żądanie, im częściej, tym lepiej. Zaciskałam zęby, dostawiałam i udało się. Jestem Mamą małego ssaka :). 

Karmienie piersią wiąże się z zastosowaniem odpowiedniej diety. Według jednej ze szkół, są produkty polecane i odradzane. Przymocowałam na lodówce małą ściągę, bo chociaż dokładnie wiem, co jeść powinnam a czego należy unikać, to jednak taka wizualizacja przydaje się podczas robienia listy zakupowej dla Męża ;). Zaleca się, aby każdego tygodnia wprowadzać nowy produkt i obserwować dziecko. Trzymam się tej teorii. 



Spotkałam się także z opinią, że można jeść wszystko to, co jadło się w ciąży, bo maluszek jest przyzwyczajony do tych wszystkich smaków, ale nie przesadzać z ciężkostrawnymi daniami. Ciąża to dla mnie czas zajadania się pomarańczami i mandarynkami. Soki pomarańczowe mogłam wypijać kartonami i ciągle było mi mało. Wiedząc jednak, że owoce cytrusowe (przez swoją skórkę) mogą doprowadzić do alergii, nie śmiem zjeść całego pomarańcza. Wczoraj Mąż dał mi kawałek i... wystarczy. Z czasem przyjdzie czas i na te owoce. 

Jutro część druga :).

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ależ ja mam spóźniony zapłon...

Mogę zaliczyć dzień dzisiejszy do tych wyjątkowych. Synek jest z nami już (!!!) prawie dwa tygodnie. Zmienia się z każdym dniem... a nawet z każdą porą dnia. Zadziwia bystrością spojrzenia. Umiejętnością skupienia wzroku na jednym punkcie. Mogę utonąć w jego ślicznych oczach. A to dopiero początek. Uśmiecha się kiedy karmienie dobiega do końca. Robi to nieświadomie, ale uwielbiam tą zadowoloną, najedzoną minkę. Rozśmiesza mnie swoimi słodkimi minkami i puszczaniem bączka w najmniej oczekiwanym  momencie. Jest taki... prawdziwy i nasz:).

Dzisiaj jest dniem wyjątkowym, bo pierwszy raz od czasu porodu poczułam, że jestem Mamą naszego Maleństwa.


sobota, 13 kwietnia 2013

Pierwsza wiosna naszej Trójki

Świergot ptaków za oknem, cieplejsze powietrze wpadające przez otwarte okno. Zgodnie z moimi przewidywaniami - Synkowi nie spieszyło się na świat, bo było za zimno. Bociek, który go przyniósł zapowiedział wiosnę. Wiosna, mmm... Czekamy na jeszcze jaśniejsze promyki słonka i jeszcze cieplejsze dni. 

Za nami kilka dni werandowania. A dzisiaj wykorzystamy sprzyjającą aurę i pójdziemy na pierwszy, wspólny, rodzinny spacer. Krzysiowa bryka jest gotowa. Przeszła przegląd pod czujnym okiem Taty. Koła napompowane, alufelgi wyczyszczone. Jeszcze tylko karmienie i kiedy dziecko będzie zadowolone i spokojne, wyruszymy na podbój osiedla. 


czwartek, 11 kwietnia 2013

W ponad tygodniową rocznicę narodzin Krzysia Patrysia

Od tygodnia i jednego dnia nasza rodzina składa się z trzech osób. 
W rolach głównych występują:
- Krzysio Patrysio - bohater ostatnich dni, który swoim pojawieniem się zapoczątkował wielką rewolucję, poprzestawiał wartości, zmienił plan dnia i swoim błękitnym spojrzeniem urozmaicił życie domowników,
- Krzysiowa Mama - ratująca Krzysia z pieluszkowych i jedzeniowych opresji, zajmuje się głównie przystawianiem Małego Smerfa do piersi,
- Krzysiowy Tata - ogarniający całą codzienność po trudach okołoporodowych i będący największą podporą Krzysiowej Mamy.

Do dzisiaj wspominam moje przygody na oddziale ginekologicznym i położniczym. I powiem Wam, że z każdym dniem, radość, że to wszystko już za nami, że jestem w domu z moimi Panami, nie maleje. W planach miałam poród naturalny, ale pojawiły się komplikacje i skończyło się na cięciu cesarskim. No, ale mogę zawsze powiedzieć, że doświadczyłam porodu naturalnego, bo rodziłam ponad 4h. Skurcze, co trzy minuty nabierały na sile, ale akcja porodowa nie postępowała. Ból i brak efektu końcowego. W dodatku niepokojący ton lekarza, że coś się jemu nie podoba. To głos rozsądku. Drugi głos, głos położnej, która już DAWNO powinna się udać na emeryturę. Właściwie zastanawiam się czy kiedykolwiek powinna wiązać się z tym zawodem... Położna na każdym kroku bagatelizowała pojawiające się negatywne sygnały - zabrudzone wody płodowe, bo ciąża przenoszona, słabnące tętno Maluszka przy skurczu, bo obróciłam się na bok i  KTG nie wykryło tętna. Położna, która właściwie jest pseudo położną, wykonała przy mnie jeszcze trzy spektakularne hity - nie potrafiła wbić się w żyłę, żeby móc podać mi oksytocynę, przekazała mnie swojej koleżance, nie potrafiła SPRAWIĆ, żeby kroplówka płynęła i kiedy lekarz powiedział, że mogę iść do toalety, wcisnęła mi basen pod tyłek. Musiałam negocjować wydostanie się z sali porodowej. Natomiast kiedy lekarz powiedział, żebym poćwiczyła na piłce powiedziała: "To może pani zejść i coś na tej piłce porobić". A, ciekawostką jest również to, że monitorowała pracę KTG bez podłączonego wydruku, tak na ucho, wszakże specjalistka z niej niesamowita. Szkoda, że przez cały ten czas nie była przy mnie, może dosłuchałaby się czegoś niepokojącego... Chociaż pewnie nie, bo przecież nagle zmieniłam pozycję i pelota przestała coś wykrywać... Ciekawa jestem ilu osobom ta kobieta zaszkodziła i aż strach pomyśleć, że mogłabym być jedną z nich.

Najgorszy moment podczas porodu, głos lekarza: Będziemy szybciej kończyć. Cesarka. I przewieźli mnie na salę operacyjną. Szybkie znieczulenie podpajęczynówkowe, które  bolało bardziej niż mocno i już od pasa w dół mnie nie było. Szybkie cięcie, komentarz lekarza, że powinnam z Mężem zagrać w totka, bo na pępowinie zawiązał się węzeł prawdziwy. Każdego wieczora dziękuję Bogu, że węzeł nie zacisnął się... 

W szpitalu byłam od wtorku do soboty. Zaledwie kilka dni a stęskniłam się za domem przeogromnie. Teraz uczę się nowej, życiowej roli. Chodzimy z Mężem po domu i mówimy: "Damy radę" :).

Mężu, pozwól, że zrobię to publicznie :). Chcę Ci podziękować za to w jaki sposób byłeś ze mną podczas porodu, za to z jaką prędkością przyjechałeś do szpitala i za ściskanie mojej dłoni. Za buziaka po operacji i za to, że widziałam Cię, kiedy mnie zszywali i później... za te dni kiedy byłam w szpitalu i nie miałam siły a Ty mi pomagałeś. Stanąłeś na wysokości zadania, jako Przyjaciel, Mąż i Tato. Dziękuję Ci za to. I wiesz co? 

DAMY RADĘ :)


wtorek, 9 kwietnia 2013

Jeszcze tydzień temu był w brzuszku

Symbol nowego etapu
Jest już z nami. Nasz SYN.

Mały, chociaż ważący 4 kg i mierzący 59 cm. Młody, urodzony 3 kwietnia o 13.35 a znamy się przecież ponad dziewięć miesięcy. Mały człowiek, który zmienia codzienność o 100%. 

Jutro rozwinę się bardziej :). 

Szczęśliwa Mama