piątek, 28 marca 2014

Koniec cycowania i garść wspomnień

TO JUŻ JEST KONIEC

Krzysio za tydzień skończy roczek. Od ponad dwóch tygodni nie karmię go piersią. Te ostatnie kilkanaście karmień było bardziej przytulaniem się Synka do piersi i piersi do Synka, niż zaspokajaniem jego innych potrzeb. Wiedziałam, że nie chcę Krzysia "karmić" piersią dłużej niż rok. To było pewne. Obawiałam się, że odstawienie od piersi nie pójdzie gładko, że będą potrzebne kilkakrotne próby. Nic z tych rzeczy! Synolek, który od początku przejawiał cechy Cycusia Mamusi, szybko przestawił się na życie bez cycowania.

ODSTAWIENIE OD PIERSI - KILKA KROKÓW

Kiedy Krzysio zaczął zajadać stałe pokarmy, karmiłam go piersiakiem raz dziennie. Było to karmienie południowe, ale szybko z niego zrezygnowałam. Dlaczego? Przeorganizował się nam plan dnia i akurat ta godzina nie za bardzo nam pasowała.

Kolejne miesiące (nadal) karmiłam wieczorem przed zaśnięciem oraz kilkakrotnie w nocy. To zależało od potrzeby Synka. Przy ząbkowaniu potrzebował przytulić się kilkakrotnie. Z pewnością przytulić, bo z jedzeniem niewiele to miało wspólnego...

Zastąpiłam karmienia nocne piciem z niekapka. Na początku był to sok. Tak, wiem, posunięcie ryzykowne, bo przecież soki zawierają cukry. Niestety nasz Maluch nie chciał pić wody. Piszę w czasie przeszłym, bo nareszcie polubił bezsmakowy smakołyk. Jupi! Cieszę się, bo to i zdrowsze, i jego picie stało się rozsądniejsze. Nie budzi się tak często jak to było wtedy, kiedy pił sok. Chłeptanie wody nie sprawia aż tyle  nocnej frajdy.

Kiedy zauważyłam, że Synek po wieczornym karmieniu domaga się jeszcze picia z niekapka, spróbowałam nie przytulać go do piersi. Kilka razy widziałam minimalny protest. Doprawdy niewielki - zważywszy na jego możliwości ;).

WSPOMINKOWO

Dlaczego karmiłam Synka piersią?

Z pewnością z powodów zdrowotnych - ponoć odporność Jemu przekazałam a sama zmniejszyłam ryzyko zachorowalności na raka sutka. Wygoda też miały znaczenie. Nie musiałam robić mlecznych mieszanek, podgrzewać ich i szorować butelek. Cycek mam zawsze ze sobą, więc wystarczyło wyskoczyć ze stanika i dziecię było zaspokojone.

Czy zawsze było lekko, miło i przyjemnie?

Nieee, zdecydowanie nie. Po cesarskim cięciu nie miałam mleka od razu. Duże ilości wypijanej wody, częste przystawianie Synka do piersi oraz pozytywne myślenie zdziałały cuda. Kolejnym problemem był odczuwalny ból podczas karmienia. Pojawiły się krwawiące ranki na sutkach. Na szczęście szybko się zagoiły.

Jeszcze jakieś podgórki?

Krzysio tak bardzo polubił bliskość piersi, że pojawiał się przy niej co dwie godziny. Konsultowałam z pediatrą czy nie za często, czy może się nie najada, bo nie wytrzymuje trzech godzin od karmienia do karmienia. "Widocznie ma taką potrzebę, proszę się nie martwić". Tak też było. Kiedy chciałam coś załatwić na mieście a Maluszek zostawał w domu z Tatą, miałam ograniczone pole manewru. Mijała druga godzina od karmienia a ja mknęłam do domu jak opętana błyskawica. Było, minęło, chociaż jedno pozostało niezmienne - nadal szybko wracam do domu :).


Przeszłam przez momenty krytyczne, jak np. ten, w którym zdałam sobie sprawę, że jestem mojemu Maleństwu tak potrzebna, że bez niego nie mogę się nigdzie ruszyć. Paraliżowały mnie te myśli. Czułam się wtedy bardzo osamotniona.

Co jeszcze?

Nie lubiłam karmić przy kimś. Niektórzy dziwili się, że wychodzę do drugiego pomieszczenia, bo "Przecież możesz tutaj karmić". Toż to takie naturalne i urocze, Mama karmiąca dzidziusia. Mnie to zawsze krępowało i kropka. Nic pięknego nie widziałam również w karmieniu w miejscach publicznych. Dzidziuś przy piersi, pod tetrową pieluszką - tak chroniłam się przed spojrzeniami wścibskich.

Pierwsze dni po porodzie to bieganie po domu z niemalże bez przerwy wywieszonym cycem. Obolała wielorybica z cycem na wierzchu. Dla urozmaicenia, raz z lewym, raz z prawym. Ot, takie wspomnienie.

A jakieś przyjemne chwile?

Pierwsze przystawienie Synka do piersi i ten widok, ssącego Maluszka. Wyglądał tak profesjonalnie, jakby trenował to ssanie przez całe 9 miesięcy.

Wyciszanie i zasypiania Krzysiaka przy piersi. To było takie słodkie :).

Gwarancja unikatowej bliskości :).





wtorek, 18 marca 2014

WIOSNO! WRACAJ!

Za długo to trwa. Zdecydowanie! Zgodziłam się, choć niechętnie, na dwa dni tzw. gorszej pogody. Nastawiłam się psychicznie, że paskudny - wietrzny i deszczowy, będzie weekend. Ale chyba ktoś nie zauważył, że weekend się skończył i czas zacząć słoneczną pogodę. HALO! Pogodusie, pobudka! Waky, waky! Umyjcie słoneczko i przegońcie szare chmury. 

Pamiątka z cieplejszych dni wygląda tak: 




Pod koniec lutego nasz niespełna jedenastomiesięczny syn, zaczął sam chodzić. Kilka pierwszych kroków zamieniło się w pewne chodzenie, wstawanie w dowolnie wybranym przez niego miejscu. Samodzielne tup, tup, tup, po całym domku. Radośnie.