wtorek, 26 listopada 2013

Mam!

Komercyjna sprawa. 

Odkąd usłyszałam, że mogę "dostać" w Lidlu (nota bene, jednym z moich ulubionych sklepów spożywczych) książkę kucharską, poczułam, że chcę ją mieć. I już jest moja. Wystarczyło wybrać się na zakupy z Mężastym, który skutecznie pomógł mi w otrzymaniu odpowiedniej ilości naklejek. Dobrze, że akurat teraz w naszej lodówce zaczęło świecić pustkami, skończyła się kawa ziarnista, że święta zbliżają się wielkimi krokami i coś dekoracyjnego zechcieliśmy kupić a Synek nosi Pampersy. Ziarnko do ziarnka i książka jest moja. No i co z tego, że zapewne wszystkie przepisy można znaleźć na lidlowskiej stronie. Twarda oprawa, papier dobrej jakości, doskonałe zdjęcia - bezduszność Internetu przegrywa pod każdym względem z takimi argumentami. Wprawdzie nie miałam czasu posiedzieć nieco dłużej nad nią, ale po przejrzeniu mogę powiedzieć, że dobrze, że jest :). Kolejne źródło gastronomicznej inspiracji. 

Polecam!




sobota, 16 listopada 2013

Syniasty, motyl, światełko i tik tak

Mamy swoje rytuały. Podczas jednego z nich, porannego, kiedy Synek bawił się w moim łóżku a ja cieszyłam się jego obecnością, odwiedził nas ON. Trzepotał skrzydłami przy oknie. Motyl? Z niedowierzaniem spojrzałam w jego stronę. Krzysio patrzył na niego jak zahipnotyzowany. Objaśniłam Syniastemu, że to jest motylek. Jak się dostał do sypialni? Pojęcia nie mam. Kilka godzin później, kiedy weszłam z Synkiem do sypialni i powiedziałam, że motylka nie ma, Krzysio spojrzał w stronę okna. 

Kiedy pytam mojego Synka: "Krzysiu, gdzie jest światełko?", on spogląda w stronę żyrandola. Kiedy zadaję pytanie: "Krzysiu, gdzie jest tik tak?", on patrzy na zegarek. W takich momentach zdaję sobie sprawę, że nasz Synek rośnie, z każdym dniem jest coraz mądrzejszy, coraz więcej rozumie. Moje serducho rośnie, kiedy widzę zachodzące w nim zmiany. 

wtorek, 12 listopada 2013

Przestraszności

A wieczorem, kiedy dziecię śpi, Mąż jest udobruchany pyszną kolacją a ja mam kilka chwil dla siebie, pojawia się w głowie myśl - napiszę małe co nieco, bo przecież działo się to, to i to. Odświeżam w myślach to, co chciałabym tutaj zamieścić. Pomysłów nie brakuje, zdarzeń także. Mam czas, mam czas, sa sa sa sa.
Herbata ze mną, więc co przeciwko mnie?


Siadam i zaczynam... przeglądać wpisy na innych blogach, czytać, szukać, szperać, wertować, przeszukiwać, doszukiwać.

Tik tak, tik tak - czas mija, ilość zielonej herbaty w kubku także.

Dzieję się wtedy PRZESTRASZNOŚĆ.

 Po jakimś czasie zegar pokazuje, że nastał CZAS najwyższy do pójścia spać.


P.S. Wskazówki targają mną, jak chcą... Do czasu!

:)