piątek, 22 sierpnia 2014

HORMONY! PRECZ!

Robią ze mną, co im się żywnie podoba. Dyktują kiedy MUSZĘ płakać. Wynajdują mniej lub bardziej błahe powody i zakorzeniają w mojej głowie. Progesteron, estrogen i prolaktyna - nie lubię tej mieszanki w takiej dawce.

Dzisiaj, po odstawieniu Krzysiolka do żłobka, jadąc samochodem do pracy, płakałam, bo pomyślałam sobie, że życie jest jednak pochrzanione. Ja w ciąży, Junior w żłobku, Mąż w wiecznej pracy, daleko od nas. Jedyne co pozostaje, to nachapać się sobą przez weekend, zagryźć wargę i nieść samotnie radości i smutki dnia powszedniego. A wieczorami, kiedy mam czas "dla siebie" tak naprawdę nie mam ochoty na nic. Jestem sama. Nie chcę rozmawiać z nikim przez telefon. Jestem ja i moje irytujące do granic możliwości zmęczenie.Czuję się tak wypompowana, że wszelkie plany dotyczące czytania, pisania, słuchania muzyki, szperania w necie, biorą w łeb. Nawet odpocząć porządnie nie mogę, bo za dużo myślę.

Ponoć to normalne, ponoć to minie - kiedyś... A teraz pozostaje mi ujarzmianie tych podstępnych hormonalnych zawieruch. Skupić się nad tym co tu i teraz, pomyśleć o przyszłości i przypominać sobie, że ten moment, ta chwila, przeminie. Te odczucia miną. Trzeba wytrwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz