Komercyjna sprawa.
Odkąd usłyszałam, że mogę "dostać" w Lidlu (nota bene, jednym z moich ulubionych sklepów spożywczych) książkę kucharską, poczułam, że chcę ją mieć. I już jest moja. Wystarczyło wybrać się na zakupy z Mężastym, który skutecznie pomógł mi w otrzymaniu odpowiedniej ilości naklejek. Dobrze, że akurat teraz w naszej lodówce zaczęło świecić pustkami, skończyła się kawa ziarnista, że święta zbliżają się wielkimi krokami i coś dekoracyjnego zechcieliśmy kupić a Synek nosi Pampersy. Ziarnko do ziarnka i książka jest moja. No i co z tego, że zapewne wszystkie przepisy można znaleźć na lidlowskiej stronie. Twarda oprawa, papier dobrej jakości, doskonałe zdjęcia - bezduszność Internetu przegrywa pod każdym względem z takimi argumentami. Wprawdzie nie miałam czasu posiedzieć nieco dłużej nad nią, ale po przejrzeniu mogę powiedzieć, że dobrze, że jest :). Kolejne źródło gastronomicznej inspiracji.
Polecam!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńDroga Mamo Leonka, usunęłam komentarz niechcący - przepraszam. Książka warta zbierania naklejek :-(
UsuńUśmiech miał być :-).
Usuńteraz tylko trzeba coś z ksiażki ugotować. I pochwalić się na blogu swoim dziełem;)
OdpowiedzUsuńTaki mam zamiar :-)
Usuń