wtorek, 8 lipca 2014

Piętnastomiesięczny terrorysta

Nasz Kochany terrorysta wkroczył niedawno w szesnasty miesiąc swojego życia. W jego głowie czają się kolejne wspaniałe terrorystyczne metody walki z rodzicami. On - niepokonany i my - nieugięci. 

Krzysio wykazuje terrorystyczne zapędy od czasu, kiedy go na świecie nie było. Pływał w brzuszku, kopniakami obdzielał mnie równo. Nie chciał przywitać się z tym światem, dlatego poród miałam wywoływany. Zaparł się rączkami, nóżkami. Uparciuszek - już za maleńkości. Siłą wyciągnięty z maminego brzucha, tydzień po wyznaczonym terminie.

Po tym fakcie, mógł terroryzować swoich rodziców "face to face". Frajdę miał wielką. I od samego początku nie znał półśrodków. Albo było dobrze - wtedy najczęściej spał, albo wszystko było nie tak i wtedy mógł wytoczyć najcięższą artylerię - płacz. Oj tak, zacięcie do płaczu to on miał. Jedzenie, mleko prosto z cycka, musiało być podane co dwie godziny. Ani minuty spóźnienia, a najlepiej jeszcze przed czasem. Kocyk równo na nim położony. Czasami, pomimo tego, że było zdecydowanie ciepło, było mu za zimno. Kiedy się nudził, okazywał to krzykiem - taki słodziak.

To ostatnie zostało mu do tej pory. Jeszcze muszę chwilę poczekać na słodziutkie: "Mamo nudzę się". Nuda nadchodzi najczęściej wtedy, kiedy jestem zajęta w kuchni. Maminą zajętość mój pierworodny wyczuje w tempie ekspresowym. Przybiega i zaczyna swoją przyblatową gimnastykę. Troszkę się wiesza na szafkach, później chce się bawić koszem na śmieci, pokręcić kurkami od kuchenki. Takie kuchenne wygibasy. Ostatecznie stwierdza, że coś by chciał wrzucić na swój jeden z ośmiu zębów. Owoce, krakersy, ciasteczko - preferencje ma różne. 

Swoje terrorystyczne zapędy ujawnia kiedy wypije kubek soku i ma ochotę na więcej, więcej, więcej a my, niekoniecznie chcemy jemu ten sok dać... Oj, dantejska scena się wtedy rozgrywa. 

Ataki terrorystyczne płaczem odbywają się od czasu do czasu także podczas spaceru. Nasz Krzysio nie po to ma nogi, żeby jeździły wózkiem. One chcą chodzić, tuptać, wchodzić, schodzić i straszyć mrówki. Przez chwilę mogą sobie pojechać, relaks jest wskazany, ale musimy im dać się wybiegać. Szkoda, że mają na to ochotę w najmniej odpowiednim dla nas momencie. To wielkie niezadowolenie trzeba przetrwać.

Ćwiczenie cierpliwości rodziców jest także wtedy, kiedy Junior jest zmęczony a za Chiny Ludowe, nie chce położyć się spać... Ooooooo, tak. 


Podsumowałam najważniejsze ataki. Są także inne, mniej spektakularne, ale tak samo CIEKAWE - tak jak badania bywają CIEKAWE. 

Tego naszego cudownego terrorystę nie zamieniłabym na żadnego innego.




2 komentarze:

  1. Dobrze, że naszej Zosi przeszły ataki złości.
    Zapraszamy do nas na konkurs http://zosinkowo.blogspot.com/2014/07/konkurs.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiadasz, że te ataki złości kiedyś miną? Ufff :)

    OdpowiedzUsuń