niedziela, 23 lutego 2014

A psik!

Dopadło nas przeziębienie. Pierwszym celem podstępnych bakterii byłam Ja, później padło na Syniastego a na samym końcu oberwało się Tacie. Tydzień temu miałam gorączkę, bolało mnie gardło a nos zalewał katar. Weekend wycięty z życiorysu. W poniedziałek natomiast, pojechaliśmy z Maluszkiem do przychodni. Po podaniu trzech dawek syropu przeciwgorączkowego i po nikłym efekcie, decyzja była prosta - czas odwiedzić lekarza. Przez kilka dni przyjaźniliśmy się z syropem na zwiększenie odporności i specyfikiem na przeziębienie i stan Krzysia poprawił się....Przestał gorączkować a po katarze nie było śladu. Tak, do czasu. 


Wczoraj skuszona cudnym słońcem, wybrałam się z Synkiem na spacer. Pamiątką po tym wyczynie jest jego katar. Wodnisty. Zatrzymujemy go Nasivinem. Przeziębiania ciąg dalszy. A było już tak pięknie. 

:/ 

P.S. Z wiekiem tracę cierpliwość kiedy jestem chora. Za swojej maleńkości, z pokorą znosiłam ból gardła, katar, nieprzespane noce. Teraz takie stany bardzo mnie denerwują. Być może jest  to związane z tym, że na spokojne chorowanie nie ma szans. 

P.S.2 Dużo zdrówka dla Was :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz